Warto było wstać po godzinie 6 w niedzielę 17 listopada (mimo, że spałam tylko 5 godzin).
Wstałam, ubrałam się, spakowałam do plecaka najważniejsze rzeczy (kanapki, rękawiczki, szalik, portfel i aparat). Po godzinie 7 byłam już na dworcu PKP, gdzie kupiłam bilet i wodę, o której zapomniałam. Chyba często tak się zdarza, że człowiek o czymś zapomni, jak się gdzieś wybiera.
7:51 - pociąg ruszył. Stacja docelowa - Wisła Głębce, stacja końcowa.
Mała ilość snu dała o sobie znać. Po kilkunastu minutach jazdy w pociągu, gdzie było bardzo ciepło, zachciało mi się spać. Zamknęłam oczy, ale wciąż myślałam o tym, że powinnam czytać podręcznik z programowania :).
Po jakiejś godzinie, gdy otworzyłam oczy, nie czułam już zmęczenia, a widok za oknem dodawał mi otuchy. Słońce, błękitne niebo, skaczące po polach sarny. Mgła zniknęła, a wraz z nią moja senność.
Po 10 dotarłam na miejsce i ruszyłam od razu zielonym szlakiem.
Już po kilkuset metrach ujrzałam wspaniały wiadukt kolejowy, zrobiłam na szybko kilka zdjęć i ruszyłam dalej.
Początkowo szłam cały czas asfaltem, dopiero po jakimś czasie zaczęłam się piąć w górę, na Stożek Wielki (czes. Velký Stožek; 979 m n.p.m.)[1]. Droga początkowo nie była zła, ale potem było dużo błota oraz sporo mokrych liści i kamieni.
Na szczycie chwila odpoczynku, czas na kanapkę z kotletem mielonym, przegląd zdjęć.
Odpoczynek był krótki, bo zdecydowałam się szybciej wrócić do domu, przez co musiałam już ruszać i nieco skrócić trasę.
Na koniec wróciłam pod wiadukt, zrobiłam więcej zdjęć, umyłam buty w potoku, a potem wsiadłam do pociągu...
Podsumowanie z Endomondo.
Wstałam, ubrałam się, spakowałam do plecaka najważniejsze rzeczy (kanapki, rękawiczki, szalik, portfel i aparat). Po godzinie 7 byłam już na dworcu PKP, gdzie kupiłam bilet i wodę, o której zapomniałam. Chyba często tak się zdarza, że człowiek o czymś zapomni, jak się gdzieś wybiera.
7:51 - pociąg ruszył. Stacja docelowa - Wisła Głębce, stacja końcowa.
Mała ilość snu dała o sobie znać. Po kilkunastu minutach jazdy w pociągu, gdzie było bardzo ciepło, zachciało mi się spać. Zamknęłam oczy, ale wciąż myślałam o tym, że powinnam czytać podręcznik z programowania :).
Po jakiejś godzinie, gdy otworzyłam oczy, nie czułam już zmęczenia, a widok za oknem dodawał mi otuchy. Słońce, błękitne niebo, skaczące po polach sarny. Mgła zniknęła, a wraz z nią moja senność.
Po 10 dotarłam na miejsce i ruszyłam od razu zielonym szlakiem.
Już po kilkuset metrach ujrzałam wspaniały wiadukt kolejowy, zrobiłam na szybko kilka zdjęć i ruszyłam dalej.
Początkowo szłam cały czas asfaltem, dopiero po jakimś czasie zaczęłam się piąć w górę, na Stożek Wielki (czes. Velký Stožek; 979 m n.p.m.)[1]. Droga początkowo nie była zła, ale potem było dużo błota oraz sporo mokrych liści i kamieni.
Na szczycie chwila odpoczynku, czas na kanapkę z kotletem mielonym, przegląd zdjęć.
Odpoczynek był krótki, bo zdecydowałam się szybciej wrócić do domu, przez co musiałam już ruszać i nieco skrócić trasę.
Początkowo chciałam schodzić czerwonym szlakiem przez Kiczory, ale zdecydowałam się na niebieski szlak przez Mraźnicę.
Przewidywany czas zejścia to 1h45min. Mnie udało się to w ok. 1h.
Było duuużo błota i kałuż, ale mimo wszystko zejście było przyjemne, choć mało mogłam zobaczyć.
Podsumowanie z Endomondo.